niedziela, 11 stycznia 2015

Chcesz napisać dobrą recenzję? 
Oto przykładowe prace uczniów, którzy opuścili gimnazjum kilka lat temu. 
Ucz się od nich!


Rozlane mleko
Tik. Tak. Tik. Tak. Mrugam. Oddycham. Patrzę. Nie widzę. Idę. Biegnę. Stoję. Mam dom, rodzinę, pracę, spokój.  Na imię mi Filip, Filip Mosz.  Jestem kropką na końcu czyjegoś zdania.   
            Krzysztof Kieślowski wyprodukował film Amator w roku 1979. W roli szarego, przeciętnego człowieka obsadził młodego jeszcze, Jerzego Stuhra. Film zapewne odniósł artystyczny sukces.
Zastanawiam się, dlaczego właśnie taki tytuł… Amator… Czyżby to nawiązanie do sposobu życia zwykłych śmiertelników? Do tych, którzy nie chcą nic od świata, a świat nie ma prawa oczekiwać nic od nich? Amatorskie podejście do egzystencji; brak wyższych aspiracji, komensalizm, to przecież początkowe cechy głównego bohatera utworu, żyjącego pod dyktando socjalistycznych władz w peerelowskiej rzeczywistości.  Mdły, nijaki… jak ten tekst. I nagle za sprawą jednego incydentu jego życie nabiera rozpędu, pojawiają się marzenia, plany, wizje. Tak, to jest to! Euforia, zapał! Buuum! Glob się kręci, świat się wierci, ducha szał! Sukcesy, ekscesy, galaretka, prosięta i sztuka. W końcu posiada.
            Film prowokuje zadawanie pytań. Czego w życiu szukamy? Po co i jak mamy żyć? Filip miał przecież kochającą żonę, kilka minut po rozpoczęciu seansu widzimy, jak przeżywa narodziny swojej pierworodnej córki. Z nadmiaru percepcji upija się, kiedy ukochana wydaje na świat ich dziecko, poświęca dwie wypłaty na kamerę, by móc nagrywać pierwsze kroki potomnej. Upersonifikowane szczęście. Jest pełny metafizycznie, choć cierpi na niedobór zawodowych laurów. Czuje się spełniony. Za sprawą przypadku urządzenie, które miało być dodatkiem do życia, rośnie w jego oczach do monstrualnych rozmiarów, wypychając poza kadr zatroskaną o wspólną przyszłość małżonkę. Nie chce tego dostrzegać, znalazł się w nowym, ciekawszym jego zdaniem świecie. Realizuje się. „Ale czemu teraz, kiedy mi w końcu zaczyna iść? Kiedy wiem, o co chodzi w tym życiu zasranym?” pyta, kiedy jego żona odchodzi.
            Film ukazuje problematykę ludzkich wyborów, życiowych priorytetów. Ciężko mi ocenić ekranizację, ponieważ niezwykle trudno poddać krytyce swoją osobę. Tak, identyfikuję się z bohaterem, bo jest to obraz każdego z nas. My tak jak i on momentami zatracamy się w swym egoizmie, nie do końca będąc świadomymi brzemiennych w skutkach decyzji. Stajemy przed wyborem: albo ja, albo oni. Popadamy w nałogi dające krótkotrwałą ekstazę. Filip traci przez to, wszystko, co do tej pory nakręcało jego pozytywkę życia. 117 minut filmowej kreacji jest chłodną przestrogą mówiącą o tym, jak łatwo można zburzyć to, na co pracowało się z mozołem przez całe lata, o tym jak monotonia z czasem rodzi w ludziach wewnętrzne frustracje. Zapraszam do spoufalenia się ze szklanym ekranem, przytulając się równocześnie do bliskiej sercu osoby. Gwarantuję, że po zakończeniu oglądania ogarnie nas nagły przypływ czułości.


 Brzezina to film w reżyserii Andrzeja Wajdy, wyprodukowany w 1970 roku. Został nakręcony na podstawie opowiadania Jarosława Iwaszkiewicza o tym samym tytule. Jego akcja rozgrywa się w latach 20 - tych dwudziestego wieku w niewielkiej leśniczówce, stojącej w samym środku lasu brzozowego, czyli tytułowej brzeziny. Bolesław, którego rolę odgrywa Daniel Olbrychski, po śmierci żony wiedzie spokojny, samotny żywot. Jedynie córka Ola i gosposia Katarzyna sprawiają, że mężczyzna nie odizolował się całkowicie od świata. Pewnego dnia dom wdowca odwiedza jego brat, Stanisław (Olgierd Łukaszewicz), który jest śmiertelnie chory na gruźlicę i postanawia dotrwać końca swoich dni w zacisznym miejscu. Jednak nie zamierza dostosować się do melancholijnego trybu życia Bolesława. Postanawia wycisnąć z życia to, co najlepsze, jest pełen energii i cieszy się każdą chwilą spędzoną wśród żywych. Wdaje się nawet w romans z młodą dziewczyną - Maliną (Emilia Krakowska). Takie zachowanie irytuje Bolesława. W tym momencie rozpoczyna się podświadoma walka obu braci.
            Tłem zdarzeń jest wiele uczuć i emocji. Samotność przeplata się z pełnią życia, miłość ze śmiercią, a zwykła ludzka radość z przepełnionym smutkiem i goryczą życiem. Obsadzenie akcji w miejscu ukazującym rozwijającą się przyrodę, pokazuje nam, że obojętnie czy życie jest pełne zdarzeń pozytywnych czy negatywnych, świat cały czas idzie naprzód, dojrzewa. Niewątpliwą zaletą filmu jest zawarta w nim muzyka, która dobrze komponuje się z przedstawionymi wydarzeniami. Mankamentem Brzeziny jest jej udźwiękowienie - utwory muzyczne są bardzo głośne, natomiast dialogi bardzo ciche. Ciągłe ściszanie i podgłaśnianie znacznie zmniejsza komfort oglądania. Jeśli chodzi o grę aktorów, myślę, że można powiedzieć, iż została przedstawiona na najwyższym poziomie. Wszystkie uczucia targające bohaterami są idealnie przedstawione, a każda scena filmu została dopracowana w każdym calu.
            Moim zdaniem Brzezina jest naprawdę godna polecenia. Z dobrze przedstawionych historii bohaterów możemy wyciągnąć wiele wniosków na temat tego, jak postępować w życiu i czym się kierować. W moim odczuciu film ten zawiera wiele prawd, które dzięki umiejętnie odegranym zdarzeniom, odbiorca jest w stanie w pełni poznać.


Film Gry uliczne został wyreżyserowany przez Krzysztofa Krauze, twórcę m.in. „Długu” i „Placu Zbawiciela”. W 1996 r. był nominowany do nagrody FPFF „Złote Lwy”.
Głównymi bohaterami są dziennikarz Jan Rosa (RedbadKlijnstra) oraz operator Witek (Robert Gonera), którzy przygotowują reportaż o warszawskich handlarzach, zaopatrujących terrorystów w samteks. Wkrótce Rosa dostaje nagranie, w którym tajemniczy mężczyzna obarcza winą polityka Makowskiego (Andrzej Precigs) o śmierć Stanisława Pyjasa oraz o współpracę z SB (miał nosić ps. „Ketman”). Na prośbę przełożonego Janek z Witkiem jadą do Krakowa wyjaśnić tę sprawę.
Aktorzy wcielający się w głównych bohaterów są stosunkowo młodzi. RedbadKlijnstra, który zadebiutował na ekranie, według mnie poradził sobie znakomicie. Grał bardzo naturalnie, przez co film staje się naprawdę realistyczny.
Wielkie brawa należą się również Krzysztofowi Krauze, twórcy filmu oryginalnego, opowiadającego o polskiej rzeczywistości lat 90. Pokazuje różnice między postrzeganiem świata przez młodych ludzi  a agentów SB.
Dużą rolę w filmie odgrywa muzyka. Piosenka „Jeśli wiesz, co chcę powiedzieć” z tekstem Kasi Nosowskiej stanowi pewną puentę i podsumowanie całego filmu.
Film jest przede wszystkim projektem estetycznym.  Uwagę widza przykuwają krótkie animacje (np. scena na lotnisku), które są związane z dialogami i stanowią swego rodzaju intermedium. Odbiorca odnosi wrażenie zwolnionego ruchu (chociażby sekwencja pod napisami początkowymi), który nie ma konkretnej funkcji - jest tylko i wyłącznie efektem wizualnym. Zauważyć można także nietypowy sposób kadrowania - kamera śledzi i podgląda bohaterów. Dodatkowym urozmaiceniem jest wykorzystanie materiałów archiwalnych fragmentu filmu „Śmierć studenta” oraz ujęć zrealizowanych w sposób charakterystyczny dla reportażu.
„Gry uliczne” to film, który opisuje bezradność jednostki wobec absurdu świata i politycznego chaosu, a także rozdarcie młodego pokolenia i stojących przed nim wyzwań. Myślę, że to naprawdę ważna i potrzebna produkcja w polskiej kinematografii.



Świat zapomnianych snów
            Cicha, apokaliptyczna wizja niekończącego się człowieka. Bez przesadnych gestów, mimiki i wielkich słów. Taka właśnie, jak ten nieprzemijający choć niknący człowiek. Wydawałoby się smutkiem, to, co przekazuje film Zmruż oczy, bo przedstawia nam prawdę: tyle od siebie wymagajmy, na ile nie zepsuje to nam życia. Zamiast melancholii zyskujemy jednak wspaniałą na nią receptę - wspomnienie. 
            Taką miniaturę na temat ludzkiego losu napisał i wyreżyserował Andrzej Jakimowski. Główna postać, Jasiek, porzucił dom i żonę. Nie dla tego, że ich nie chciał, ale wiedział, że nie są dla niego. Pracuje jako stróż upadłego PGR-u. W jednostajnym życiu towarzyszą mu równie nostalgiczni Sosnoszczuk, Eugeniusz i Mała. Rozumieją się nawzajem milczeniem lub krótkimi rozmowami. Żadne z nich nie miało prostego życia, ale nie ubolewają nad tym. Nie próbują „zaistnieć” bo nie są od tego. Pragną niewiele prócz miłości i wolności. Jakimowski przypomina, że to jest ważne, co pozornie prozaiczne. Wszyscy jesteśmy wychowani w atmosferze wielkich marzeń, w przekonaniu, że człowiek może wszystko. Brak nam świadomości, że to się nie liczy i stajemy się wtedy tą muchą na słupku, która widzi świat przed sobą, ale zapomina, co jest za nią i po bokach.
Zmruż oczy to piękna opowieść o tym, czego skrycie każdy pragnie, ale boi się wyjawić, by nie okazać się „zacofanym”. O spokoju, miłości, akceptacji a nie tylko pobłażliwej tolerancji, o tym, że przede wszystkim musimy spełnić swoje a nie innych wymagania. I oczywiście o tęsknocie. Tęsknocie za czymś co minęło i minie, co przecież nie ma sensu, bo „wystarczy tylko zmrużyć oczy, by zobaczyć dawne życie”. To optymistyczne; przeszłość nie niknie, ona zawsze będzie z nami i w nas, bo to my - nikt inny tylko my - całą naszą przeszłość dokładnie przeżyliśmy. 







1 komentarz:

  1. Z zapartym tchem przeczytałam wszystkie wpisy na blogu. Kilka lat temu, podczas gościnnej wizyty w gimnazjum, usłyszałam od swojej byłej polonistki - właśnie od p. Ani - o Waszych spotkaniach filmowych. Tym bardziej cieszę się, że istnieje możliwość prześledzenia Waszej szeroko rozumianej "działalności", inicjatyw, które podejmujecie.

    Przyznam szczerze, że z nutką żalu i pewną dozą zazdrości myślę o tym, że gdy ja uczęszczałam do Waszej szkoły, nie miałam możliwości wzięcia udziału w takiego typu spotkaniach, bo też takowych nie było, ale jednocześnie cieszę się, że Wy macie taką sposobność.

    Wielu z Was - jak mogłam się przekonać m. in. czytając Wasze recenzje - ma lekkie pióro i głowę pełną pomysłów. Wykazujecie się sporą kreatywnością, co, niestety, czasem w trakcie edukacji szkolnej zostaje w uczniach (zapewne nieumyślnie) niszczone. Podziwiam osoby, które pracowały nad własnymi filmikami - gratulacje! Jak na początkujących reżyserów i aktorów poszło Wam naprawdę dobrze.

    Życzę Wam dalszej owocnej pracy, czerpania przyjemności z obcowania ze sztuką filmową, wielu głębokich przemyśleń i trafnych spostrzeżeń oraz tego, abyście po obejrzeniu każdego filmu mieli wrażenie - ba! przekonanie! - że wracając do swojej rzeczywistości, powracacie doń bogatsi, wzbogaceni czyjąś myślą, która utorowała sobie drogę do Waszych myśli i serca.

    Pani Ani natomiast gratuluję tak zdolnej młodzieży oraz tego, że potrafi z Was wydobyć cały potencjał, dostrzec Wasze zdolności oraz stworzyć warunki dla ich wzrostu i rozwoju.

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń